poniedziałek, 5 marca 2012

Przygody Ulotkarza

Pracowałem jako ulotkarz przez trzy tygodnie po 6h dziennie. Postanowiłem,  że zamiast po prostu stać i narzekać, że rozdaję za psie pieniądze będę opisywał co nowego się nauczyłem, jakie wnioski wyciągnąłem z pewnych sytuacji i cieszyć się tą pracą, którą skończyłem 10 lutego i zarobiłem na mieszkanie - miesiąc: marzec. Oto ulotka, która informuje co rozdawałem i gdzie pracowałem




Przygody Ulotkarza  - Wstęp

Zakończyłem studia, nie dotrwałem I semestru. Nie widziałem sensu kontynuowanie czegoś czego w ogóle mnie nie interesuję. Dzisiaj byłem pierwszy raz w robocie. Poczułem chęć życia! Wolę pracować niż studiować! Obecnie jestem na takim etapie. W weekendy jako promotor, praca dzienna jako ulotkarz a czasem praca nocna w inwentaryzacji.
Nie mogę uwierzyć! Po tylu wysłanych CV na gumtree w końcu ktoś się odezwał! Idę na miejsce gdzie miałem się zjawić. Na ul. Grodzkiej 25/2. Podpisuję umowę, zakładam czapkę oraz koszulkę (chcieli, żebym na kurtkę wsadził! Haha! Nie dało się!). Wziąłem ulotki i oto pierwszy dzień w pracy jako ulotkarz. W ciągu sześciu godzin tyle się nauczyłem, że zastanawiałem się jak to możliwe, że wcześniej nie znalazłem jakiejś pracy. Praca uczy życia, studia tylko rozwój intelektu. Mogę tak codziennie po sześć godzin rozdawać ulotki, jest zimno i mokro ale co tam! Moja japa jest uśmiechnięta! Taaaak... może moim powołaniem jest rozdawanie ulotek? Pamiętam, uczyłem dziewczyny jak efektywnie rozdawać ulotki mówiąc, że jestem trenerem od rozdawania ulotek. Nie miałem wtedy doświadczenia ale chciałem zdobyć, zobaczyć jak to jest w realu, doświadczyć na własnej skórze zawodu, który nota bene dla niektórych jest ciut wkurwiający. Będę tak pracował od pon do pt. Przygody szalonego ulotkarza czas zacząć!

Przygody Ulotkarza #1

W końcu doświadczalnie zrozumiałem różnice między "pracuję po to żeby mieć pieniądze, bo mi są potrzebne" a "pracuję, bo uwielbiam pracować!". Zachowanie jest takie samo (pracować) ale intencja jest zupełnie inna, która powoduje zmianę w jakości wykonanej pracy i w nastawieniu do niej. Trzy pierwsze godzinki spędziłem na brechtach dosłownie bawiąc się z "klientami" (jak nazywać ludzi, którzy dostają ulotki od ulotkarza?). Cały czas byłem w pozytywnym stanie, cieszyłem się z wykonanej pracy oraz robiłem wszystko, żeby każda ulotka nie ważne w jaki sposób dotarła do klienta. Tak szybko rozdawałem (bez oszukiwań typu 1 ulotka to tak naprawdę 25 ulotek. No czasem weszły 3 przypadkiem), że w ciągu 2 godzin i 15 minut rozdałem 750 ulotek i poszedłem do biura po następny zapas. Sekretarki były zaskoczone szybkim efektem rozdania a ja z uśmiechem opowiadałem co ja ciekawego zrobiłem i w jaki sposób dokonałem tego czynu. Przyznaję się, może zbyt szybko, trochę się lękam, że myślą, że oszukuję. Jak tak pomyślałeś Mikołaj to już tak myślisz, że jesteś oszustem! Dlaczego tak myślisz jak wszystko było OK? Czy twoje poczucie wartości zależy od opinii sekretarek które nota bene nie znasz! Ale powróćmy do tematu. Praca stała się radością nawet za tzw. psie pieniądze. Widziałem ulotkarzy, którzy wkładali słuchawki do uszów i rozdawali, żeby tylko rozdać i zakończyć pracę i do domciu. Postanowiłem, że urozmaicę pracę gdy pracuję dla samego pracowania tworząc miłą atmosferę w sobie (co za tym idzie u ludzi, którzy na to sobie pozwalają). 8.50zł brutto za godzinę... zanim się nie obejrzałem już wpadło na dzień dzisiejszy 42zł do ręki netto. Powoli rozumiem stwierdzenie, że zarabianie pieniędzy jest efektem ubocznym pracowania z pasją 

Przygody Ulotkarza #2

Pierwszy dzień pracy. Biorę ulotki i idę na ulicę Grodzką. I co mnie na początku zaskakuje? Ludzie dookoła!
Terminatorzy! Tak ich nazwałem! Idą, ignorują mnie, udawają, że mnie widzą, biorą ulotkę albo nie i idą dalej.
Kontynuuję dalej pracę. Zaskakuję mnie fakt, że pomimo rozmów z nimi, życzenie dobrego dnia, dawanie sugestii, żeby się uśmiechnęli - spora część ludzi patrzy na mnie "WTF?" albo prosto przed siebie nie używając żadnych mięśni twarzy. Jestem zaskoczony. Pomimo tego kontynuowałem gatki i postanowiłem, że nadal uśmiechałem się pomimo takich reakcji ludzi. I zastanowiłem się
Czy mi się zdarzyło kiedyś w życiu kiedy ja szedłem jak terminator przed siebie i wkurwiałem się jak widziałem ulotkarza, który zamierza dać mi ulotkę więc starałem się go unikać?
Tak, zdarzało się!
Albo mówiłem "Nie dziękuję" czy w ogóle nie brałem do ręki kiedy ulotkarz mi podsuwał swoją ulotkę?
Tak, zdarzało się!
Chodziłem zamyślony i myślałem, że tą ulotkę, którą ulotkarz mi dał można wsadzić do dupy!
Tak, zdarzało się!
Więc duży luz potem powstał i zrozumienie tych ludzi choć z perspektywy ulotkarza wygląda to o wiele inaczej

Przygody Ulotkarza #3

Gdy pracuję chcę stworzyć miłą atmosferę. Żeby do tego doszło sam muszę być w takim stanie! Przez te dni nauczyłem się bawić się sam ze sobą pomimo reakcji ludzi, które nazwałem ignorujące. Coś we mnie jeszcze jest, że jak coś daję "uwagę, śmiech, radość" i to zostanie dosłownie odrzucone to czuję, że coś jest ze mną nie tak. Zauważyłem algorytm. Tak samo było z relacjami z kobietami gdy podchodziłem i się nie dziwiłem, że bałem się takiej reakcji. Skąd to się wzięło? A szczególnie większość takich super dziewczyn mnie zlewa to osobowość "uwodziciela" zaczyna rozkminiać co się ze mną dzieje. Zauważyłem to, że pomimo zlewek i to nawet wielokrotnych znajdzie się osoba, która weźmie ulotkę. I tu reakcje są inne: wezmą z obojętnością, na odwal się czy wezmą i podziękują czy z przyjemnością to zrobią czy nawet podejdą i chcą wziąć. Zauważyłem że treść może być różna (zamiast ulotki wpisać podejście do kobiety i powiedzenie swoich szczerych intencji) to schemat jest taki sam. Chcę zlikwidować odrzucenia. Dlaczego? Przecież doświadczalnie widzę, że się nie da tego zrobić! Jednak jestem odpowiedzialny za to jak ja osobiście traktuje tzw. zlewki. Uczyłem się nastawienia, że jak doświadczam zlewki (w ogóle co to jet zlewka?) czyli dana osoba idzie dalej a ja zostaję i moje oczekiwania nie zostały zrealizowane to działam dalej. Jest przekonanie: ludzie powinni być mili i uprzejmi. Uczę się, że jak najmniej zastanawiać się "po co ludzie mnie zlewają i co ze mną jest nie tak" a myśleć "działam dalej, zobaczymy co się stanie". Reakcje ludzi będą jakie będą, nie wiem jakie ale za intencje jestem odpowiedzialny. Intencja: działać i nieść radość! 

Przygody Ulotkarza #4

Codziennie postanawiam co mogę zrobić, żeby świetnie się bawić oraz co mogę zrobić, żeby choć na chwilkę sprawić uśmiech czy pozytywny stan dla ludzi, którzy prawdopodobnie nigdy nie spotkam w swoim życiu. Może to jest mało istotne, nic nie warte ani nie zmieni losy świata. Jednak nawet nic nie znaczące działania mogą dodać uroku każdego dnia. Drobne zachowania, które nie wymagają dużo wysiłku i wielogodzinnego treningu. Dając ulotkę uśmiecham się patrząc prosto w oczy. Mówię "Uśmiechnij się" albo "To jest ulotka szczęścia". Niektórzy olewają aż sam się śmieje gdy to usłyszałem

- Uśmiechnij się!
- Nie ma z czego!

-To jest ulotka szczęścia specjalnie dla Pana!
-Panie! Daj Pan spokój!

-Ulotka!
-Tą ulotkę można do sracza dać!
(no i po kryjomu dałem mu ulotkę do torby, żeby miał czym się wycierać)

Przygody Ulotkarza #5

Na codzień widzę multum twarzy. Przez sześć godzin podchodząc do tysiąca osób widziałem przeróżnych ludzi. Grubych, chudych, wysokich, niskich, ładnych, brzydkich, starych, młodych, z innych krajów, Polaków, normalnych i wyróżniających się nietypowo, niepełnosprawnych. Poczułem się jak mrówka. Tylu ludzi przewija się a to jest tylko Kraków! A co dopiero caaały świat? Jest 7 miliardów ludzi na Ziemi. Nie wiem czy 0.1% poznam. Poczułem się jak małe ziarnko piasku na plaży. Dla ego, który chce być nadwyjątkowy i nadzwyczajny jest samobójstwem. Czuje się nic nie warte, bezwartościowe. Obserwując to naturalnie weszły pytania typu: po co być najlepszym? po co porównywać siebie z innymi? po co mi chęć bycia lepszym od kogoś? po co mi jest chęć reklamowania siebie, żeby każdy mnie znał? Po co?
Jednak akceptuję to zrozumiałem, że jestem jak mrówka w mrowisku. Mam swoją rolę do spełnienia i nie czepiam się innych, że oni robią co innego, bo wg mnie taką rolę mają wybrać. Zaakceptowałem fakt, że jestem nikim. Tak. Od urodzenia jestem nikim. Cierpienie rodzi się wtedy kiedy to się nie akceptuje i tak powstaje ego, który chce coś udowodnić na świecie zewnętrznym, żeby jakoś siebie definiować. W środku jestem nikim, jestem pusty. Ktoś mnie zastrzeli albo nagle zniknę. Kto się tym przejmie? Przez chwilę rodzina i przyjaciele. Później zapomną. Życie idzie dalej. Czy ja jestem czy nie jestem - nie ważne - życie płynie dalej, poradzi sobie beze mnie. Zaakceptowałem ten fakt i czuję bezwarunkową radość. No bo co innego mi pozostało? Fala zniknie ale ocean jest wieczny. 

Przygody Ulotkarza #6

Piątek.
Uczę się brać odpowiedzialność za swój stan emocjonalny. Uczę się, że ja mogę decydować się czy mogę być w stanie radosnym pomimo reakcji ludzi (ignorancja, predator look, "co on jakiś wariat?"), które wcześniej reagowałem smutkiem.
Włączyła się kreatywność. Nawet nie wiem kiedy minęły trzy godziny. To nie była dla mnie praca, to była istna zabawa!
Kreatywność się włączyła. Jak efektywnie i ciekawy sposób dać ulotkę ludziom? Kobieta otwiera torebkę. Ja tam szybko daję i uciekam! Jedzie rowerzysta ma na przodzie koszyk. Daję tam ulotkę! Wjeżdża samochód! Daję ulotkę na bagażniku. Kobieta otwiera książkę więc daje mówiąc, że to okładka. Jak mieli zajęte ręce to do na bagaż dawałem. Na kaptur także. Czasem ludzie nie widzieli, że zostali "odznaczeni" przez ulotkarza. Widzę okazję. Uczę się natychmiast działać. Widzę, kobieta już odchodzi. Co tam! Dogonię ją i dam jej ulotkę! Jak ona odrzuci to szybka obserwacja kto następny i natychmiastowe działanie. Droczę się z ludźmi, którzy w ogóle próbują mnie ignorować, nie widzieć i nie brać. Zauważyłem, że jak będę szedł 15m za gościem to w końcu weźmie =] że pierwsze "nie" nie oznacza ostateczne "nie". I jak skończyłem rozdawanie pracodawczyni nie wierzyła, że tak szybko zrobiłem i że nadal jestem pełen energii do działania i do pracy. No bo wymyślanie rozkmin plus radosny stan nie czuję, że pracuję. Powiedziała, że jest zaskoczona efektem pracy i że sprawdzi kosze czy przypadkiem nie wyrzucam. Już powoli przestaje dawać 10 ulotek = 1 ulotka. Specjalnie rozdzielam dwie sklejone ulotki, bo mi szkoda marnowania ulotek. Przecież można wykorzystać, żeby dać komuś innemu.

Przygoda Ulotkarza #7

Poniedziałek.
W niedziele wstałem z bólem gardła i zmęczony. Stan przedchorobowy.
W poniedziałek lepiej. Ale nie jestem w stanie radości i kreatywności jak w czwartek i w piątek. Trzy godziny godziny w czwartek minęły jak z bata strzelił a teraz ciągnęły jak krew z nosa. Zrozumiałem, że to nie o czas chodzi ale o mnie. Chodziłem przykulony, zmęczony, oziębiały i rozdawałem ulotki. Psiaciłem na siebie, na czas, że tak wolno idzie i na pogodę, że strasznie zimno. Taki stan trwał dopóki coś nie zrozumiałem. Gdy zaakceptowałem ten fakt po prostu stałem się czasownikiem. Nie było mnie, robiłem swoje, jak robot, czysty flow. Akurat w takim stanie bycie terminatorem, który nic nie mówi było dla mnie w tym momencie właściwym rozwiązaniem. Po prostu rozdawałem, skupiałem się na tej chwili i na działaniu. To mnie nauczyło obecności. Byłem świadomy każdego wdechu i wydechu, kiedy dokonuję krok lewą nogą czy prawą. Te 6 godzin po prostu minęły, jakbym tylko egzystował, jakbym był nikim. Gdy wchodziłem w stan dialogów wewnętrznych i wyobrażeń ciało zaczęło tak się zachowywać jak reaguje na zimno. Szło wolno, telepało się, starałem się uciec od zimna i mówiłem do ludzi jak wzięli ulotki "dz-dz-dz-dz-dziękuję". A gdy zaakceptowałem fakt zimna i uczucia chłodu, nagle się wyprostowałem i szedłem swobodnie robiąc to co miałem do zrobienia. Czasem w odpowiednich sytuacjach warto być terminatorem. Jutro coś cieplejszego wezmę na siebie. 

Przygody Ulotkarza #8

Idę do biura po ulotki. Biorę 1000 i idę na miasto działać. Wychodzę na ulicę Grodzką i moją pierwszą ulotkę postanawiam dać osobie, którego wyznaczyłem. Odmówiła. Pomyślałem "No pięknie się dzień zaczyna! Od odmowy!" no i automatycznie zgeneralizowałem, że cały dzisiejszy dzień oraz każdy będzie tak samo się zachowywał - czyli zlewką.
Skąd takie myślenie się wzięło? Ile lat miałem kiedy pomyślałem, że jak raz się nie uda to się w ogóle nie uda a jak się uda to jest jakiś cud? Widzę w sobie obraz jak byłem bramkarzem w III klasie podstawówki i był wynik remisowy i przed końcem nie obroniłem piłki i był gol dla przeciwników i przegraliśmy. Pamiętam jak ówcześnie dzieciaki z drużyny mieli do mnie pretensje i mówili, że następnym razem nie będę stał na bramce. I tak żyję z przekonaniem od parę ładnych dobrych lat. Czuję w sobie ciało III-klasisty (stawiam 7/8 lat)w swoim ciele i akceptuję. Czas wytłumaczyć mu, że go nadal kocham za to, że popełnia błędy i że mu nie wychodzi i że jest wartościowy bez względu na efektywność i wyniki. Czas zaktualizować przekonania i dojrzalej patrzeć na rzeczywistość i na sytuacje, które nazywam "zlewką".

Przygody Ulotkarza #9

Zimno! Jakie cholerne zimno czuję po swoim ciele! Jestem sparaliżowany, idę 1m/s i krzyczę do siebie "dojdę do niej! Dojdę! Dochodzę!" i ona zauważa moje starania, że chcę dać jej ulotkę i bierze. Nawet nie słyszy jak ja mówię do niej "dz-dz-dz-dz-dz-dz-dzięki!". Nawet nie patrze na zegar, który jest koło przystanku. Wiem, że jak koncentruje się "kiedy będzie 13? (wtedy mam półgodzinną przerwę)" to czas wolniej idzie i mam fokus na "ile jeszcze zostało minut do przerwy?". Jestem jak elektryczny piesek na baterie, który chodzi dziwnie i szczeka. Ledwo chodzę, telepię się i daje ulotki. I wtedy coś mnie drgnęło w środku,,, DOŚĆ TEGO! Zacząłem od robienia pajacyków, żeby się rozgrzać, potem zacząłem robić kółka truchcikiem a później slalom między ludźmi krzycząc "ALE ZIMNO! ZIMNO! ZIMNO! JA... NIE WYTRZYMAM!". Zauważyłem target, biegnę do niej sprintem na maxa, zatrzymuję się 1 metr od niej i daję jej ulotkę. Ona "O Boże!". Zacząłem skakać w miejscu a potem zacząłem doskakiwać do targetów. Zacząłem robić przysiady, żeby rozgrzać stawy kolanowe, bo góra już jest rozgrzana na maxa. A na samym końcu pompki na rękawiczkach na mokrej powierzchni.
I nagle ciepło się robiło. Zastanawiałem się dlaczego nie widziałem tej opcji wcześniej? Czy robię tak samo "zamarzane działania" mówiąc tylko "zimno" w innych dziedzinach swojego życia i nic z tym nie robiąc? W relacjach damsko-męskich, w pieniądzach, w nauce? Czy nie wystarczyło po prostu powiedzieć "czas się rozgrzać!" i zacząć działać, robić to co przychodzi do głowy co efektem było, że przestało mi być zimno? 

Przygody Ulotkarza #10

Co mnie jeszcze zaskoczy? Ulotkarka, która pochodzi z Ukrainy z Iwano-Frankowsk, która dorabia na ulotkach i studiuje w Polsce stosunki narodowe dziennie a w swoim kraju zaocznie? Teciana - tak fonetycznie brzmi jej imię. Zaskoczony jestem tym faktem. Umie trochę po polsku, spokojnie się dogadujemy choć są momenty, które nie wie co ja do niej mówię, bo danych wyrazów nie zna. Zarąbiście brzmi jej ukraiński akcent w polszczyźnie. Poprawiłem fonetycznie zdanie "hoczu poznajomitis toboju bliższle" (chcę cię bliżej poznać) no i jak plan będzie zgodny z rzeczywistością to billyiard (po ukraińsku) będzie. Niesamowita otwarta kobieta nie bojących się obcych ludzi. Jednak moje postanowienie noworoczne się spełnia. Mieć coraz większe i jakościowe kontakty z obcokrajowcami. Zobaczyć inny model patrzenia na świat. Nie tylko "polish mind" z "polish language". Dzięki Ci Rzeczywistość za takie Niespodzianki!

Przygody Ulotkarza #11

Zimno. Chłodny wiatr wieje mi w twarz. Całe ciało trzęsie się z zimna. Po prostu nie mogę psychicznie wytrzymać. Stoję godzinę i wiem, że dopiero skończę za pięć godzin. W ręce mi zimno aż tak że muszę się zmuszać, żeby dać komuś tą ulotkę. Stanąłem. Zrozumiałem coś, że to jest trening silnej woli. Moją wolą jest dalsze rozdawanie ulotek pomimo niewygód i uczucia dyskomfortu. Nauczyłem się akceptować stan obecny, nie uciekać od niewygody i działać dalej pomimo dyskomfotu. Ego robiło obrazy typu "jak ja wrócę do domu... i będzie ciepło..." albo żeby oszukać pracodawców, żebym nie musiał rozdawać ulotek a tak naprawdę siedzę w galerii cały rozgrzany. Pomimo tego idę dalej ku mrozowi. Rozdaję dalej. Uczucia od których uciekam nasilają się ale dalej kontynuuję, uczę się żyć z nimi i pomimo tego dalej działać. Nie uciekam w wymówki czy w efekt chwilowej ulgi. Widzę mechanizmy obronne 

Przygody Ulotkarza #12

Ale schematy się rozpadają! W #8 o odrzuceniu i jak reagowałem na to. Dzisiaj w ogóle na to nie zareagowałem! Odrzucił i ... nie przejąłem się tym! Zamiast myśleć "pięknie się zaczyna mój dzień od odrzucenia!" to pomyślałem "dziękuję i jestem wdzięczny, że poinformowałeś mnie o tym, że nie chcesz wziąć ulotki" i idę dalej!
Akurat okres wariata minął. Są godziny gdzie trzeba po prostu rozdawać ulotki nie wariując. W ogóle nie skupiałem się na ludziach. Miałem tylko fokus na moje ciało jak ono wykonuje i na działaniu czyli podejście do człowieka, podanie ulotki a) jak wziął to wzięcie kolejnej i sprawdzanie czy nie jest sklejona b ) jak nie wziął kontynuacja działania.
Odkryłem w sobie zasoby, które nie byłem świadom. Mogę działać dalej mając takie same intencje pomimo reakcji innych ludzi. Fokus był na wewnątrz mnie. Szukałem algorytmów myśleniowych, które odpalały na daną reakcje od człowieka. Potem przestało odpalać i stało się samo działanie. Działałem po wpływem rzeczywistości. Taki up-time. Nie myślałem o przeszłości - to co się wydarzyło i nie myślałem o przyszłości - to co może się stać (ten na pewno weźmie a tamten raczej nie). Po prostu zauważałem reakcje i robiłem to co mi rzeczywistość pokazuje. Wtedy zrozumiałem, że efektywność nie polega na rezultatach ale na działaniach zgodnie z rzeczywistością.

Przygody Ulotkarza #13

Poprosiłem pół żartem pół serio o premię za to, że w koszulce Futura wystąpiłem we faktach tvn oraz dziś się dowiedziałem, że jeszcze tutaj robiąc im darmową reklamę w mediach.
Powiedzieli, że są dumni, że takie osoby młode jak ja walczą o swoje.
Dziś, kryzys, większy mróz niż wczoraj. Zauważyłem różnice zachowań ludzi niż we wcześniejsze dni. Tak było zimno, że ludzie specjalnie trzymali ręce w kieszeniach, żeby im nie zmarzły i w ogóle nie chcieli wyjąć tych rąk stąd na amen. Spadła ilość brania ode mnie ulotek. Już psychicznie nie wytrzymałem. Tak zimno było, że z pół godziny zrobiłem dwugodzinną przerwę (ulotki wcześniej mi się skończyły). Pracodawczyni zrozumiała mój problem i zaakceptowała fakt, że nie muszę stać albo pod teatrem Bagatelą albo pod dworcem PKP i że mogę chodzić gdziekolwiek zechce i robić częściej przerwy. Chodziłem po rynku, chodziłem po uliczkach, chodziłem i rozdawałem i miałem o 14 skończyć. Przyszedłem i pomyślałem... przyznaję ambicja ulotkarza we mnie wtargnęła... "jak to? przez te cztery dni rozdawałeś przez sześć godzin ulotki i na samym końcu wymiękasz i chcesz zrezygnować z tych ostatnich dwóch godzin w ostatnim dniu pracy w tym tygodniu?". Pojawia się zmęczenie to mam już się poddawać? Postanowiłem rozdawać dalej w mrozie. Wytrzymałem dwie godziny i zakończyłem tydzień, który codziennie spędzałem po sześć godzin rozdawając tysiące ulotek. Później się dowiedziałem, że podnieśli mi stawkę z 8.50zł na 9zł z powodu mrozów.

Przygody Ulotkarza #13

Znalazłem algorytm! Zrozumiałem gdy obserwowałem siebie dając komuś ulotkę a on mi odmówił! Tak naprawdę nie boję się odrzucenia! Odrzucenie nie istnieje! Tak samo z zdradą! Zdrada istnieje gdy mamy oczekiwania, że partnerka nie powinna spać z kimś innym i dajemy odpowiedzialność za swój stan emocjonalny na drugą osobę. Tak samo z odrzuceniem. Zauważyłem algorytm! Ja oczekuję, że dana osoba powinna się mną interesować, zwrócić uwagę a jak tego nie robię to czuję, że oczekiwanie nie zostało zrealizowane i to nazywam "odrzucenie". I dosłowność tej esencji dotarła gdy po zlewce chciałem dać kolejnej osobie i mój gest ręki i ciała była typu "a może ty weźmiesz? proszę" prosząc o uwagę.
"Ludzie powinni zwracać na mnie uwagę kiedy ja coś chcę od nich" czy to prawda?

Przygody Ulotkarza #14

Uwielbiam jak ta Ukrainka mówi po polsku. Jestem zafascynowany tym, że nie lęka się mówić i pomimo błędów lingwistycznych dalej kontynuuje. Inspiruje mnie i modeluje jej nastawienie do uczenia się języków obcych.
I zauważyłem, że tu nie chodzi o samą dziedzinę języka obcego ale w ogóle za całokształt. Jak przechodzeń zapytał się gdzie jest x to ona chętnie pomogła, tłumacząc jak potrafiła pokazując palcem. Nie da się oddzielić jednej dziedziny.
Przekręca słowa, mówi śmiesznym akcentem, czasem nie potrafi znaleźć odpowiedniego słowa ale mówi! Działa! I o to chodzi! A ile ludzi nie powie, bo się boi, że popełni błąd oraz nacisk na perfekcjonizm? Cała masa! I ja tak samo!
Są nieporozumienia ale no i co z tego? Śmieje się z jej akcentu jak inni mogą się śmiać ze mnie jak do nich mówię w ich języku ale no i co z tego? To nie znajomość języka obcego zależy od mówienia ale od człowieka jaki ma on stosunek do swojego poziomu i do ludzi. Gadaj z błędami ale chodzi o samo gadanie! Idę się uczyć języków, które od zawsze chciałem się nauczyć 

Przygody Ulotkarza #15

Coś mniejszego idzie do większego. A także większe może być ciekawym efektem ubocznym do mniejszego.
Większy cel: Dostanę za to pieniądze. Będę mógł zainwestować w różne rzeczy takie jak książki, kursy, wiedzę, w rozrywkę, w podróże w co tylko zapragnę. Strzał gotówki robi swoje
Mniejszy cel: Codziennie spotykam multum ludzi. Uczę się działać z wewnętrznego wskaźnika odniesienia. Rozbijam heurystykę: ja=tak jak reagują inni czyli jak ktoś olewa to oznacza, że ze mną jest nie tak. Uczę się ciągłego działania i podchodzenia do osób. Myślę w kreatywny sposób jak mogę świetnie się bawić z przechodniami rozdawając ulotki. Uczę się odporności na zimno i zmęczenie. Nie przywiązuję się do reakcji tam bardzo ale to nie oznacza, że wypieram je. Działam spontanicznie i cieszę się, że praca ulotkarza mnie nie definiuje a wręcz przeciwnie cieszę się, że rozdaję!

Jak jest połączenie z mniejszym z większym to wszystko idzie po maśle. A jak robię tylko dla większego celu to jest tzw. opóźniona gratyfikacja gdy coś robię męczącego przez dłuższy okres czasu, żeby potem na sam koniec osiągnąć nagrodę... po co? Nie może być nagroda jako efekt uboczny? Będzie efektem ubocznym kiedy droga/proces/działanie wychodzi z poziomu szczęścia

Przygody Ulotkarza #16

Miało być przedłużenie umowy do końca lutego. No i rzeczywistość pokazała, że jest inaczej. Sam byłem zaskoczony. Powiedzieli, że nie ma sensu rozdawać ulotki, bo jest mroźno a doskonale słyszałem, że od początku tygodnia jest odwilż i dla mnie mróz jest niestraszny, bo przyzwyczaiłem się do niego i pracowałem już gdy było -20. Myślałem, że przerwa kilkudniowa i później znów zacznę pracować. Myliłem się. Stałem się znów bezrobotnym ale mądrzejszy bezrobotny. Kiedyś się martwiłem o pieniądze w takiej sytuacji, że straciłem źródło dochodu i wchodziłem w stan lęku i napięcia, że muszę coś zrobić. Teraz inaczej zareagowałem. Akceptowałem ten fakt, że to już koniec i taka jest rzeczywistość i jak zareaguje na to? Postanowiłem szukać dalej, innej pracy, innego źródła dochodu. Zamiast poświęcać energię "o kurde, co się stało? Dlaczego tak? Straciłem pracę! O w mordę jak sobie poradzę jak nie zarobię na mieszkanie?" na "OK, sytuacja jest taka więc postanawiam wszystkie swoje zasoby poświęcić na szukaniu okazji do znalezienia pracy". Więc prawdopodobnie koniec z przygodami ulotkarza. Zaskoczony, że tak krótko. Jednocześnie sporo się nauczyłem, napisałem w tym temacie 16 odcinków-przemyśleń gdy pracowałem jako ulotkarz. To całkiem niezły wynik i feedback od pracy, która kojarzy się tylko staniem i dawaniem ulotek za psie pieniądze. Nieprawda. Sporo się nauczyłem jak człowiek jest otwarty na naukę od rzeczywistości. Człowiek się wszędzie uczy nawet podczas rozdawania ulotek.
I mówiłem innym jak dawałem ulotkę: Dżin na szczęście! Pomyśl tylko życzenie i dzisiaj się spełni! Nie patrz na to co piszę na ulotce, bo dżin pomaga wszystkim! 

Szedłem po wypłatę i nie wiedziałem ile zarobię. Po prostu chodziłem do pracy, wykonywałem te podstawowe czynności i wracałem na mieszkanie. Ciekaw ile zarobię, liczę, że na mieszkanie będzie va bank.
I proszę bardzo - 520zł do ręki

4 komentarze:

  1. Inspirujesz mnie ziom! :D Dojdziesz do rzeczy wielkich z takim nastawieniem! houk!

    OdpowiedzUsuń
  2. Inspirująco i motywująco ;d Niestety, ale czasami w tym kraju, z takim pozytywnym podejściem do życia można po prostu dostać wpierdol. Takie realia.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja dalej mam twoją ulotkę ;d
    Dzięki za te 30 min gadania :)
    Kenny

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tam kiedyś tez dorabiałem sobie w drukarni to i ulotki czasami roznosiłem. Teraz kiedy nie widze ulotkarza to zawsze staram się przejść koło niego i wziąć ta ulotkę. Praca ciężka...

    OdpowiedzUsuń

Proszę pamiętać o napisaniu swojego pseudonimu pod komentarzem jak nie masz konta