Oto ulotka, którą rozdawałem kierowcom |
To co się dziś zdarzyło przekroczyło moje wszelkie wyobrażenia. Będąc teraz w mieszkaniu mogę się zdystansować do tego co wydarzyło się rano.
Wywalili mnie z pracy jako ulotkarz. Dlaczego? Z jakiego powodu? I kto zawinił?
Bardzo lubiłem tą robotę. Dla mnie była w porządku. Przychodzę, rozdaję, odchodzę, dostaję kasę.
Nie przypuszczałem, że jedna decyzja, której nie byłem świadom jakie będą w przyszłości konsekwencje.
Pewnego razu w sobotę był ogromny upał. Pracowałem od 10:00 i stałem na słońcu cały dzień. Przyjechali samochodem pracodawca, jego żona i córka w sprawie rozliczenia całego tygodnia. Była 17:30. Dali mi 250zł i pani się zapytała czy dam rade do 18:00 (zapłacili jakbym stał do 18:00).
Odpowiedziałem, że tak. Poszedłem rozdawać.
Jednak wziął mnie kryzys psychiczny. Po prostu upał był strasznie męczący, że głowa pękała i się myliłem, że wytrzymam do 18:00. Od pięciu godzin nic nie miałem w ustach żadnej wody, bo się skończyła. Pragnienie jak cholera. Wyszedłem o 17:48 (pytałem się, która jest godzina kierowcom i pewna kierowczyni powiedziała, że za dwanaście szósta i się zapytałem o opinie czy jak stoję od dziesiątej to mogę wcześniej wyjść a ona odpowiedziała, że na moim miejscu tak by zrobiła). Posłuchałem jej i wyszedłem do sklepu kupić wodę. No i dzwoni do mnie pracodawca, że mnie nie ma i przyznałem się, że wyszedłem wcześniej. Przyznaję, popełniłem błąd, mogłem zadzwonić i powiedzieć, że myliłem się i wyjdę wcześniej a tego nie zrobiłem. Po głosie było słychać, że rozumie mnie, że był taki upał, że musiałem iść kupić coś do picia. Później gdy pracowałem żona pracodawcy powiedziała, że mi już nie ufa, bo raz sprawdzili i mnie nie było dodając, że pewnie robię w innych dnia co zaprzeczyłem, bo to był pojedynczy incydent.
Druga sytuacja z której nie wiedziałem zrobić to była sytuacja z deszczem. Pamiętam ten dzień. Stoję na upale 36 stopni pięć godzin i nagle chmurzy się i powoli zaczyna kropić. Wziąłem kurtkę przeciw deszczową i rozdawałem dalej nawet gdy lało mocniej. Pierwszy raz doświadczyłem sytuacji, że jest sucho w powietrzu i gorąco a jestem mokry. Chroniłem ulotki przed zmoknięciem. Zaczął lać grad i rozdawałem dalej dopóki grad nie sięgnął takiej częstotliwości, że nie dało rady rozdawać więc uciekłem do McDonalda na 15 minut, żeby przeczekać. Później słabiej lało i wyszedłem dalej rozdawać ulotki. W następnym dniu pokazałem ulotki no i przyznam były w zapłakanym stanie (przemoczone). Pracodawca miał do mnie pretensje, że płacił za nie (a było raptem 100-200, które się zmoczyły) i że według niego powinienem się domyśleć, że podczas deszczu się nie rozdaje. Ja z doświadczenia poprzedniej pracy pracodawczyni kazała mi stać do danej godziny i nie ważne jaka jest sytuacja atmosferyczna na zewnątrz kazała mi rozdawać i myślałem, że tak jest w porządku co się okazało, że było dosłownie odwrotnie. Żona pracodawcy mówiła, że nie wierzy, że stałem trzy godziny na deszczu rozdając ulotki a pracodawca mówi, żebym nie wchodził na jego kasę i nazwał "naciągaczem". Fakt, mogłem zadzwonić się zapytać ale nie wiedziałem o tym, że akurat oni mają inne zdanie na temat "co trzeba zrobić z ulotkami gdy pada deszcz". Popełniłem błąd i przeprosiłem o to, że nie wiedziałem o tym dodając, że przed podjęciem pracy nie było powiedziane co w tej sytuacji mam zrobić i następnym razem jak się powtórzy będę wiedział i tego nie zrobię.
Była sytuacja także taka, że przychodziłem o dziesiątej do pracy i mówiłem ile chcę pracować. Brałem ulotki i stałem do tej godziny i po prostu schodziłem. Uważałem, że to jest OK, było ustalone ile stoję i to po prostu robiłem. Okazało się, że to za mało i że nie wiedzą ile stałem w danym dniu. Później zacząłem pisać smsy, że schodzę.
Kolejna sytuacja to z pieczątką. W ten wtorek poszedłem intuicyjnie do pracy o jedenastej i się nie myliłem. Okazało się, że pracodawcy nie ma i jest jego żona i wraz z innym ulotkarzem Maćkiem siedzieliśmy na krzesłach i czekaliśmy. Były ulotki ale nie przypieczętowane. Zmienili nr tel komórkowy więc na każdej ulotce markerem żona skreślała stary nr tel a pieczątka odbijała nowy nr tel. Od używania (no bo 25tys ciągle przybijać to wiadomo przedmiot martwy nie działa w nieskończoność) już była wyniszczona i cała splamiona czarnym tuszem. Nikt nie wiedział jak naprawić tej pieczątki więc z Maćkiem próbowaliśmy. Okazało się, że coś tam jest w środku więc trzeba na siłę coś zrobić i będzie gites. Naprawiłem i faktycznie działała pieczątka i przybijaliśmy ulotki, żeby je rozdawać. Jednak zaczęła chodzić coraz gorzej i ulotki starczyło na jednego ulotkarza. Dałem Maćkowi, bo dopiero rozdaje od kilku dni a stworzyłem plany w głowie, że jak będę pracował jeszcze dwa tygodnie to jeden dzień wolnego zrobię to takie straty finansowej nie będę miał. Poszedłem do domu i za pomoc nic nie chciałem. Później zadzwonił pracodawca mnie wyzywając od "chujów", że zniszczyłem mu pieczątkę i żebym się przyznał do tego. Nie wiedziałem o co mu chodzi i byłem zaskoczony oburzeniem na mnie.
W następnym dniu czyli dzisiaj przyszedłem do pracy. Pracodawca rozmawiał przez telefon więc spokojnie siedziałem. Przyszli ochroniarze z Solidu i coś mieli do pracodawcy i po kilku minutach kazał mi wyjść na zewnątrz więc tak zrobiłem. Spotkałem Maćka i przyszliśmy razem do środka jak się to wszystko skończyło. On wziął ulotki i sobie poszedł a ja zostałem. Powiedział mi wczoraj, że mnie opierdoli więc czekałem ale nigdy bym nie przypuszczałem, że dojdzie do takich czynów. Maciek wcześniej powiedział, że już pracował tu i ówdzie i na studiach robi podobnie. Mam z pokorą się przyznawać i być cicho i wszystko będzie w porządku nawet gdy pracodawca/profesor nie ma racji i na pewno się myli nie ważne - mam nie wtargać w żadne dyskusje. Pracodawca jest wybuchowy emocjonalnie, rzuca kurwami na lewo i na prawo, widać, że za wszelką cenę musi udowodnić, że on ma rację i później jak się okazało jest agresywny.
"zgadzanie się na wszystko bez udzielenia głosu"
Plusy: komfort, profesor da mi pięć a pracodawca mnie nie wyrzuci z pracy.
Minusy: brak własnego zdania i powiedzenia swojej opinii
"próba pokazania innego punktu widzenia"
Plusy: nie daję dmuchać w kaszę zgadzając się wszystko, żeby coś się nie wydarzyło/zdarzyło (inaczej lizydupstwo), asertywność
Minusy: konsekwencje, profesor może to zapamiętać może mnie olać, bo jest wyżej w hierarchii tak samo pracodawca.
Nie chciałem udowodnić swoich racji, bo wiem, że spieprzałem w niektórych kontekstach. Po prostu chciałem pewne fakt unaocznić, że faktycznie stałem trzy godziny a nie robiłem ich w bambuko, że nie wszystkie ulotki były w opłakanym stanie (bo akurat pracodawca jak mu pokazałem wziął trzy w najgorszym stanie i później podczas dzisiejszej kłótni uważał, że wszystkie ulotki były w takim najgorszym stanie co nie było prawdą), że raz był incydent, że wyszedłem wcześniej itp.
Żona pracodawcy powiedziała, że mi nie ufa odkąd wyszedłem wcześniej i powiedziałem "ale Pani to trzyma" i nagle zaczęłam najeżdżać na mnie, że jestem bezczelny i gówniarzem, że jak do niej odzywam. Przyznałem się, że to zdanie nie było ułożone, żeby wyrażało szacunek do starszej osoby i przeprosiłem.
I wtedy weszły emocje a na emocjach a szczególnie na negatywnych robi przeróżne rzeczy. Ja ze spokojem chciałem ich uspokoić, żeby spokojnie na chłodno przedyskutować ale widać, że było za późno. Wszystkie brudy wyszły na jaw, że kropla goryczy została przelana. Mogłem po prostu obserwować i reagować tak, żeby jeszcze nie pogorszyć sytuacji. Mówiła, żebym wyniósł ze sklepu jedna udało mi się, żebym został i miałem nadzieję, że da się jeszcze to wszystko naprawić. Pracodawca powiedział, że podniosłem palec na żonę i groziłem jej. Zastanawiałem o co mu chodzi jednak pamiętam, że jak nazwała mnie gówniarzem to podniosłem palec (nieświadomie) jako gest "proszę mi dojść do zdania i wszystko wyjaśnię". Chciałem mu o tym powiedzieć jednak jego wiara w to, że groziłem jej żonę była tak mocna, że nic nie mogłem zrobić. Nie wiem czemu wcześniej drzwi zamknął i nie domyśliłem się, że później przyjdzie do mnie i lutnie mnie w twarz. Uderzył mnie w twarz a później dwa razy w kark. Pierwszy raz przeżywam taką sytuacje i widzę, że nie ma wyjścia, trzeba grać jak oni zagrają, żebym wyszedł stąd cały. Czasami podchodził i nie wiedziałem czy uderzy mnie czy nie więc robiłem gardę mówiąc, żeby się uspokoił. Takie wyzwiska w moim kierunku dawno nie słyszałem (że w śmietniku się wychowałem - to najłagodniejsze). Pytał się dlaczego zrobiłem to i tamto i kazał mi się przyznawać do rzeczy, które wyolbrzymiał i strasznie zniekształcał. Że miałem zamiar go wychujać, żeby tylko naciągnąć na kasę i że to specjalnie zrobiłem. Że groziłem jej żonie, która mogła zostać moją matką. Że jestem idiotą i bezczelnym dupkiem. Że nie stałem na deszczu itp. Pytał krzycząc na mnie czy nie wiedziałem, że jak jest klient to mam wyjść ze sklepu i nie podsłuchiwać. Że przybyli ochroniarze z Solidu i tajne dla pracodawcy wiadomości mieli a ja siedziałem i "podsłuchiwałem" i mogłem wykorzystać tą wiedzę na własną korzyść i znów chciał mnie lutnąć ale zrobiłem gardę i najwyraźniej zrezygnował. Odpowiedziałem, że nie wiedziałem, że mam tak postępować i że to jest dla pracodawcy aż tak ważne. Skąd mogłem wiedzieć? Kazał mi napisać oświadczenie na białej kartce, że nie mam żadnych pretensji do nich i że wszystkie wypłaty finansowe zostały wyregulowane. Musiałem napisać adres zameldowania (na całe szczęście nieaktualny) i swój zamieszkania w Krakowie i numer dowodu osobistego. Podałem fałszywy (adres zamieszkania, bo dowód sprawdzał w zeszycie i jak powiedział, że podałem fałszywy to mnie zabije), bo się bałem, że może na mnie jakiś gości wysłać i chciał ten adres dlatego, że na wszelki wypadek gdybym przyszedł w nocy i coś napisał sprejem na jego sklepie jakieś wulgarne słowa. Podpisując się nagle pracodawca chciałem mnie ponownie lutnąć w twarz i gdyby nie żona to skończyło się tylko na grożeniu i wyzwiskom. Podczas podpisywania według pracodawcy zrobiłem minę, którą mu nie odpowiadało i może zinterpretował to jako atak czy minę lekceważącego/grożącego/"mam cię gdzieś, możesz mi tylko naskoczyć". Nie wiem dokładnie o co mu chodziło, bo sam byłem zaskoczony o co mu biega z tą miną gdy po prostu podpisywałem się.
Rozliczenie. Za to, że wyszedłem 15 minut wcześniej odjął mi trzy godziny za kłamanie a za kurestwo (palec do żony) kolejne trzy a na sam koniec za pieczątkę odjął mi 50zł. Wyszło mi 266zł i dał mi 200zł.
Pomimo lęku i chęci spierdalania ze sklepu jak najszybszym tempie zachowałem cały czas spokój. Wychodząc życzyłem miłego dnia. Byłem zaskoczony, że byłem do tego zdolny. To nie było miłego dnia na odwal się czy wymuszone. To było szczerze z serca, że pomimo tego co się stało życzę im pomyślności.
Nie miałem pretensji do nich, było mi szkoda, bo cierpią. Rękoczyny, wyzwiska jaki ja jestem taki i owaki non-stop i pretensje jak to ja spierdoliłem robotę i że jestem winny ich cierpieniom - na pewno to nie są energie miłości, radości i wdzięczności. Pracując widziałem jak żona traktuje męża i jak mąż traktuje żonę. Każdy miał pretensje o to, że ktoś miał zrobić i nie zrobił i że druga osoba powinna być x, żeby byli szczęśliwi. Kłótnie non-stop i są nieszczęśliwi między sobą i halucynuję, że się by dawno rozwiedli ale trzyma ich przed tą decyzją ich własna córka i sklep, który daje dochód finansowy (są właścicielami sklepu). Zauważyłem jak ten pracodawca traktuje innych klientów. Pamiętam jak powiedział do mnie "a jeszcze mam zadzwonić do tego chujka żeby załatwić tą sprawę" "wywaliłem tego klienta na bruk, bo przychodził i ciągle mu coś nie pasowało". Nie przypuszczałem, że aż będzie taki zwrot akcji. Poszedłem do Maćka i opowiedziałem mu o tym i Maciek powiedział, że gdybym był cicho i na wszystko się zgadzał to bym pracował. I teraz się zastanawiam - czy warto by było? Miło wspominam pracę z ulotkami pomimo paru nieprzyjemnych incydentów i trochę smutno mi było, że tak wyszło i że uważają mnie za nierzetelnego (a robiłem wszystko dokładnie, żeby być rzetelnym). Raz - jedna sytuacja, która zdarza się w wyjątkowych sytuacjach - wyszedłem piętnaście minut wcześniej - gdyby ktoś mnie wtedy poinformował, że takie będą konsekwencje to bym wytrzymał do samego końca do osiemnastej. Nie wiedziałem, że jeden kamień "nierzetelności" spowoduje lawinę "wywalenie z pracy". Skąd mogłem wiedzieć? Tworzenie innych alternatyw "co by było gdybym został dłużej" byłbym ciekaw jak by sytuacja się potoczyła jednak nie wiem, bo wiem jaka sytuacja potoczyła się faktycznie.
Straciłem źródło dochodu. Jako 21-letni Mikołaj od razu mówi "było minęło - idę dalej, została praca nocna". Jednak odezwało we mnie inny Mikołaj, który był podobnie traktowany w podstawówce, jak budował swoją "wyjątkowość" gdy był "ofiarą". Zdobywaniu korzyści od innych ludzi za pomocą cierpienia. Widziałem obrazy jak się mszczę na nich, jak wyciągam pistolet i... Te wyobrażenia no i także dialogi wewnętrzne są oparte na cierpieniu, które we mnie za pomocą tej sytuacji włączyło. Strata poczucia bezpieczeństwa oparty na tym, że chodziłem, rozdawałem ulotki i dostawałem wypłatę. Jednak zrozumiałem, że bezpieczeństwo nie jest w stałej pracy ale w swoich umiejętnościach. Mam umiejętność, że mogę znaleźć inną pracę (no bo jest taka rzeczywistość, że jej nie mam i siedzieć i płakać nad rozlanym mlekiem jest bez sensu) no i mam pracę nocną do której mogę wrócić. Reagowałem w oparciu o rzeczywistość a nie o halucynacjach (że miałem do końca tygodnia zostać i rozdawać ulotki i wiara w tą myśl powodowała, że czułem się bezpieczny).
Co mnie nie zabije to mnie wzmocni. Świat jest taki, że czasem ktoś mi przylutnie w twarz i zastosuje wobec mnie agresje. Nie da się od tego uciec, bo agresja jest ciemną stroną mocy siły. (agresja to jest siła w przebraniu ale kierowana w nieświadomym kierunku np. żeby niszczyć zamiast tworzyć). Jakbym wyparł agresje to bym wyparł siłę. Pracodawca miał niezłą męską energie, siłę, decyzyjność, działanie. Jednak nie panował nad emocjami i siła została zastosowana, żeby tą emocję wyrazić. Mój tata to przy nim pikuś choć też jest wybuchowy i ma taką samą metodę wyrażania swych emocji. Zamiast je tłumić wyraża za pomocą np. podniesionego głosu (co interpretuje jako wrzask) itp. Przyznam, lepsze jest wyrażanie niż tłumienie jednak są inne alternatywy ale jak oni nie mają dostępu do innych metod radzenia z emocjami to mając wybór tłumienie emocji albo totalna ekspresja swych emocji w sposób przesadny to wybiorą to drugie. Dlatego rozumiem czemu tak postępują i nie mam żalu. Zauważałem, że widziałem tatę w pracodawcy i zachowywałem się jak synek,który chce zdobyć miłość od ojca a jedynym sposobem jest zrobienie tak jak on sobie oczekiwał np. zrobiłem daną rzecz dobrze i porządnie, żeby uszczęśliwić pracodawce. Złapałem na tym i się zaśmiałem "co ja robię?" i wytłumaczyłem sobie parę rzeczy. Robiłem dobrze i porządnie dla samego siebie a nie żeby zdobyć aprobatę od szefa.
Świat ani nie jest super nieprzychylny i wrogi ani że każdy z przyjemnością pomoże i jest przyjazny. Uczę się żyć, że czasem się zdarzy sytuacja która teraz zaszła i myślenie "oni nie powinni tego robić, stosować na mnie siły" i zwalanie na ich odpowiedzialność za swoje szczęście nie ma sensu. Są sytuacje, które nie da się przewidzieć. Następnym razem inaczej będę traktował pracę, częściej informował, dzwonił i się pytał co zrobić w danej sytuacji albo, że czy można wcześniej wyjść ale tak czy siak będę popełniał błędy. Wcześniej tego nie widziałem, teraz widzę. Nie wiedziałem, że można tak traktować pracownika nie ważne jakby spieprzył sprawę. Mało żyję na tym świecie i mało prac mam za sobą jednak teraz wiem, że nie zawsze jest pięknie i fajnie i że nie zawsze pracodawca potraktuje pracownika z zasadą savoir vivre. No i zaskoczyłem sam siebie, że pomimo takich sytuacji umiem wyjść cało i być dziękować za wspólny spędzony czas pomimo pewnych incydentów. A szkoda, że tak wyszło, bo byli zainteresowani kupnem rysunkiem i miałem im wysłać moje malunki z propozycją ale boję się, bo może ex-pracodawca zinterpretuje to, że znów naciągam na jego portfel i nie wiem do czego on jest zdolny...
PS: Ciekawy mechanizm, że szukam w internecie opinii na temat tej firmy i się cieszę, że jest negatywna. Skąd to się wzięło? To jest typowa reakcja, że jak x poczuł cierpienia ze strony y to x się cieszy, że y nie wychodzi, powinęła się mu noga itp. Przykład: antyfani sławnych aktorów, którzy szukają sposobów jak im bardziej dosrać. Pytanie: czy chcę się nadal w to bawić i poświęcać temu czas i energię?
Uszy do góry, masz informację zwrotną i koniec toksycznego "związku". [:
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że brzmisz w tej historii jak Dalaj Lama - ekstremalnie pokojowo. Podziwiam, bo wiem że sam bym tego tak nie zostawił. ('hovno se ve mně zavařilo' od samego czytania).
OdpowiedzUsuń"czy chcę się nadal w to bawić i poświęcać temu czas i energię?" -
ja bym tego kolesia i jego firmę zdyskredytował publicznie (w granicach obowiązującego prawa). Fora, blogi czy jak kolwiek. a) zasłużył sobie na opinię b) uchronisz tak innych, którzy szukają gościa w internecie zanim podejmują się pracy.
Dołóż swoją cegiełkę, ale nie trać na tego złamasa za dużo czasu.
Nawet bym poszedł do sądu o popełnienie przestępstwa tylko nie ma żadnych świadków ani nikt tego nie nagrywał. Spokój mnie uratował choć w niektórych momentach panikowałem jednak ważne że wyszedłem cały i zdrowy i z kasą, bo mógł spokojnie nie dać.
UsuńWiesz, tam praca jest ok zanim coś się nie stanie co spowoduje podejrzenia u tego pracodawcy.
Ale to nie oznacza, że pochwalam to co on zrobił. To druga sprawa. Jak ja poniosłem konsekwencje, które wg jego były "sprawiedliwe" (usunął mi pensje z 6 godzin i dodatkowe 66zł) to nie on ponosi konsekwencje za uderzenie. Jednak zastanawiam się czy to wart zachodu, bo rozmawiałem z prawnikami i mówili, że jak bez dowodów to będzie dłużej trwało, łażenie po sądach, rozprawy itp.
Widzę, że ciągle analizujesz pod względem sprawiedliwości, więc pozwól że coś wyklaruję: GOŚĆ DOPUŚCIŁ SIĘ PRZESTĘPSTWA! Przemoc i wymuszanie to czyny społecznie szkodliwe. Ponad to nie miał prawa odejmować ci tych godzin, dlatego też wymusił od ciebie to drugie oświadczenie. Jesteś w tej sprawie poszkodowany i koniec, ONI NIE UCIERPIELI ANI TROCHĘ - nawet jak zszedłeś ze swojej szychty o 13 minut wcześniej żeby nie dostać udaru.
UsuńTo oświadczenie nie jest ważne bo zostało ono wymuszone przemocą. Jeżeli nie chcesz się w to dalej bawić to twoja decyzja - i rozumiem. Może faktycznie frajer nie jest wart Twojego czasu.
Ale żeby go załatwić, masz kilka opcji. Na przykład:
1) zgłosić go do organów kontroli finansowych, bo jak widać robi przekręty,
2) na pewno nie byłeś pierwszy, byli inni przed Tobą, ciekawe czy czują się wyizolowani tak jak Ty i ciekawe to co razem mielibyście do powiedzenia w sądzie i czy znaczyło by to coś więcej...
3) nie masz na prawnika? może jego konkurencja chciałaby zasponsorować? otwórz konto w paypalu i przyjmuj donacje
Hm... ciekawe dlaczego zmienili numer na ulotce? może poprzedni pracownik którego tak załatwił poszedł do nightclubu i w męskiej toalecie napisał na drzwiach "Młoda studentka potrzebuje sponsora. Otwarta na wszystko." i numer... ciekawe czy ta historia się kiedykolwiek powtórzy ;)
Trzymaj się i pamiętaj, że jesteś równym gościem. Nie masz sobie absolutnie nic do zarzucenia.
ktoś już dzwonił pod numer podany na ulotce, żeby przyjęli Mikulewa?
OdpowiedzUsuńDo it.