Moja sytuacja z prawo jazdy jest bardzo istotna w moim życiu. Za pomocą tej historii wiem, że pomimo wszelkich przeszkód da się osiągnąć dany cel. Otóż moja przygoda z prawo jazdami była przypadkowa. Byłem na kursie OHP Kelner-Barman i mogły tylko dwóch facetów z czterech oraz cztery kobiety z sześciu zdawać na prawko za darmo w ramach kursu (projekt UE więc zafundowała). Ja się nie załapałem. Potem się okazało, że jedna nie mogła uczęszczać na teorie z powodu problemów zdrowotnych więc po prostu wszedłem za nią. Miałem cały kurs oraz trzy pierwsze egzaminy za darmo.
Zacząłem jeździć - pamiętam od października 2010r. i pierwszy egzamin miałem 12 listopada 2010r.
Udało mi się zdać egzamin teoretyczny i wyjechałem na miasto.
Pojeździłem 5-7minut bo wymusiłem pierwszeństwo w sferze zamieszkania i egzamin przerwany. Uradowałem się, bo okazuje się, że nie muszę się stresować podczas egzaminu i nie muszę wybierać uczucia przygnębienia, że mi nie wyszło. Nie będę pisał (mam informacje) kiedy miałem egzaminy i jak oblewałem po kolei. Opowiem tylko, że popełniłem wszystkie możliwe błędy i pomimo tego kontynuowałem. Przejechałem przez linię, walnąłem słupek na łuku, nie wjechałem pod górkę z ręcznego a raz w ogóle nie ruszyłem! Nie pamiętam dokładnie jak to wyglądało, pamiętam, że egzaminator kazał mi sprawdzić olej, pokazałem jednak on chciał coś więcej. Jak dokładnie się sprawdza. Myślałem, że tak gdzie się dolewa olej to tam się bagnet się daje i sprawdza, no i oblałem nie ruszając się z miejsca. Myślałem wtedy, że gorzej być nie może i jak to jest możliwe. Zapytałem się go "czy gorzej być nie może?" on uśmiechnął się i odpowiedział "bardzo mądre pytanie!" i pomimo zderzenie się z dnem (chciałem zrezygnować, bo jak mam zdać gdy nawet nie ruszyłem z miejsca samochodem) kontynuowałem. Trwało to rok zdawanie czasem z kilkumiesięcznymi przerwami. Wyjeździłem ponad normę, wymaga 30h jeżdżenia z instruktorem a ja wyjeździłem na pewno dwa razy tyle. Miałem trzech instruktorów oraz MORD zdążył wymienić samochód z Reno Clio na Suzuki Swift. Musiałem ponownie zdawać egzaminy teoretyczny bo po pół roku jest nieaktualne (dwa razy oblałem) i z trzy razy musiałem wyjeździć dodatkowe 5h z instruktorem. Na mieście wymusiłem pierwszeństwa jak mówiłem wcześniej w sferze zamieszkania, potem kolejny raz z drogi podporządkowanej na główną oraz na samym końcu na liniach poziomych. Parę razy egzaminator musiał depnąć na hamulec żeby nie zapobiec kolizji z innym samochodem. Oblewałem przy parkowaniu oraz w końcu doszedłem do takiego poziomu, że tuż tuż bym zdał ale na małych błędach się przejechałem np. raz pewien mój ulubiony egzaminator co z wszystkiego robi w żart i jest bardzo sympatyczny powiedział, że z jego 30letniej kariery jako egzaminator nikt jeszcze nie popełnił takiego błędu jak ja. To było odwrotność nie przepuszczania pieszego na pasach. Po prostu już tyle razy oblewałem wymuszając więc bałem się ryzykować i po prostu przesadziłem. Chciałem być uprzejmy i stałem samochodem z kilka minut przepuszczając pieszych gdzie mogłem spokojnie kilka razy przejechać. Zrobiłem mały korek i z tego powodu za utrudnianie ruchu egzamin był negatywny. Już tyle razy widziałem (i mam nadal te papiery) jak egzaminator pisze, że wynik jest negatywny, że aż nie zwracałem na to uwagi. Po prostu myślałem nad czym następnym razem mam popracować i na co zwracać szczególną uwagę. Przed egzaminem robiłem jaja z innymi zdającymi, którzy czekali na swoją kolej śmiejąc się, że są spięci i zestresowani. Mówią, że idą zdać po raz x (wstam liczbę poniżej 9) a ja się śmieję "Piąty? Co tak mało? To już jest moja dziesiąta próba!". Niestety w Tarnowie jest bujdą, że za 13 razem dostaje się rower czy za darmo egzamin. Pytałem się w okienku (nota bene zaprzyjaźniłem się z takim panem przy okienku i od razu mnie rozpoznawał i żartował pytając się co się stało, że po raz kolejny stoję żeby datę egzaminu ustalić. Aż potem było mi smutno, że już tego pana nie spotkam jak zdałem :-( ).
Instruktor tak mnie wytrenował że byłem jak robot, że jak nadszedł w końcu ten dzień to bezbłędnie jeździłem i nie miał czego się przyczepić, no... na samym końcu jak wjechałem do MORDU nie zjechałem do prawoskrętu. I pierwszy raz kazał mi się rozpędzić i zatrzymać się przed znakiem. Jeszcze nigdy takiego zadania nie miałem ale na całe szczęście instruktor ostrzegał przed tym. Jak egzaminator wpisywał, że wynik egzaminu jest pozytywny wziąłem kartkę i spokojnie skierowałem się do ośrodka, żeby zrobić taniec i zaśpiewać jednocześnie rzucając się na szyję przyjaciela, który przypadkowo zdawał w tym samym czasie pierwszy raz.
Ta historia jest dla mnie metaforą do wszelkiego działania. Nauczyłem siebie nie oceniać chociaż są tacy co łapią się za głowę jak to możliwe, że zdałem za dwunastym razem praktycznie czy czternastym licząc w tym oblane egzamin teoretyczny. Uważają, że już nie można wychodzić spokojnie w Tarnowie, bo tu nagle Mikołaj wyjedzie ze swoim samochodem znienacka i w jego wjedzie.
Przekonanie: Człowiek, który zdał powyżej 10 razy trzeba na niego uważać, bo im więcej oblewał to oznacza, że jest kiepskim kierowcą. Co za nonsens! Jest dosłownie odwrotnie! Bardzo dobrze, że tak się wydarzyło, że dopiero za n-tym razem zdałem! Jak człowiek oblewa na błędzie, który nie był świadom i wie, że przez to wynik z pozytywnego zmienił się na negatywny to zapamiętuje do końca życia na co uważnie patrzeć żeby ponownie nie popełnić tego błędu. Zdałem 03.12.2011r i już się nie śmieje nigdy więcej jak to robiłem gdy się dowiedziałem, że pewna koleżanka zdała za 11 razem. Już tego nie zrobię, bo przecież mogę być w takiej sytuacji!
Na sam koniec dziękuję rodzicom za finansowanie mnie na dodatkowe jazdy oraz egzaminy dopóki nie zdam. Tak czy siak wyjdzie duża kwota i przekroczyła normalny kurs prawa jazdy ale na całe szczęście osiągnąłem zamierzony efekt
"Przekonanie: Człowiek, który zdał powyżej 10 razy trzeba na niego uważać, bo im więcej oblewał to oznacza, że jest kiepskim kierowcą. Co za nonsens! Jest dosłownie odwrotnie! "
OdpowiedzUsuńChuja prawda, egzaminy tak naprawdę nie sprawdzają rzeczywistych umiejętności prowadzenia samochodu, tylko przestrzegania przepisów, które mimo wszystko nie zawsze są takie dobre.
od teraz chodzę kanałami do znajomych w krakowie i poprzenoszę sms ostrzegawczy jak wracasz do Tarnowa!
OdpowiedzUsuńMikulew, przecież żartowałem, zawsze mówię znajomym, którzy dostają prawo jazdy, że od teraz nie wychodzę na ulicę :) Źle to odebrałeś :)
OdpowiedzUsuńJa zdałam za 12 razem, więc wiem co to za ból ;). Popełniłam chyba każdy możliwy błąd (razem z pomyleniem świateł drogowych z mijania- stres). Najważniejsze to się nie poddawać! Teraz śmigam swoim Uno po Wrocku. I tak naprawdę to najwięcej człowiek się uczy jak już sam wsiada za kółko bez instruktorow, którzy mogą w każdej chwili wcisnąć hamulec :). Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńco za kórwa ciota... i ty sie nlp interesujesz? schowaj sie bracie!
OdpowiedzUsuńadwokat sprawy zus rzeszow
OdpowiedzUsuńCzasami życie potrafi zaskakiwać nieoczekiwanymi okazjami. Cieszę się, że mimo początkowych przeszkód udało Ci się osiągnąć swój cel i zdobyć prawo jazdy. To dowód, że determinacja i wytrwałość naprawdę się opłacają!
OdpowiedzUsuń