Miałem chwilowy kryzys psychiczny popularnie zwanym dołem. Sam jestem zaskoczony tym faktem, dawno nie miałem myśli negatywnych i nie czułem się źle sam ze sobą. Po trzech dniach chwilowego kryzysu umysłowego gdzie nie widziałem sensu istnienia nie widząc szansy na to, że w życiu cokolwiek się zmieni na lepsze zrozumiałem, że to mi pokazuje, że człowiek doświadcza dna, żeby tylko z niego odbić - stary świat walczy o przetrwanie przeciw nowemu wglądu w teraźniejszości, który doświadczam. Kogo ja posłucham?
"Stary świat umiera wraz z tymi, którzy nie potrafią zrozumieć nowego."
Usiadłem i postanowiłem odpowiedzieć na ważne pytanie. Czy chcę studiować? Chcę. Więc dlaczego przez cały semestr pierwszy na AGH w ogóle nie poświęciłeś się nauce. I odpowiedziałem sobie. Korzenie tego "studenckiego" problemu zaczęły się w liceum.
Poszedłem do klasy matematyczno-fizyczno-informatycznej.
Matematyka, fizyka, chemia i informatyka - przedmioty, które uczyłem się w liceum z przymusu, z lękiem, że jak nie zdam to powiem na swój temat, że jestem beznadziejny, że trzeba mieć dobre oceny z tych przedmiotów, bo tak wypada co konsekwencją jest to, że teraz nic nie pamiętam co nauczyłem się z tych przedmiotów. Nawet matematyki i chemii, której byłem na AGH - uczyłem się, bo zamiast zaufać sobie co mnie ciągnie najbardziej posłuchałem swojej mamy, bo ona zauważyła, że "lepiej" się sprawdzam w przedmiotach ścisłych niż humanistycznych. Może i to prawda ale co z tego, że nie czuję w ogóle radości uczenia się tych przedmiotów? Że uczę się dla zasad ZZZ (zakuć zdać zapomnieć)? I widzę po sobie, że jak to robię to wystarczy kilka tygodni, żebym zapomniał o czym było. Uczyłem się matematyki w gimnazjum, w liceum i na studiach i co? I totalnie mi się nie przydały w życiu. Nie logarytmuje jak robię rano jajecznicę, nie całkuję gdy smażę kotleta i nie obliczam objętość kupy, które robię w toalecie. Po co się uczyć jak po kolokwiach/sprawdzianach/egzaminach nie wracam do poprzedniego materiału i nie chcę świadomie szkolić się w tej dziedzinie i dziękuję Bogu, że to mam za sobą? Poszedłem na AGH, bo potem jak skończę studia techniczne mam większe szanse na znalezienie pracy, bo jak to tata mówił - większość ludzi unika uczenia się tych przedmiotów, bo jest trudne/nie lubią tego/chwytne na rynku pracy. Nie brał pod uwagę fakt, że jestem nieszczęśliwy - co z tego, że będę miał prace 5tys/mc jako technik i znawca matematyki w jednym palcu jak przez 5 lat uczyłem się rzeczy, które na sam widok patrzenia na "zadania matematyczno-chemiczne" mam odruchy wymiotne? Dopiero teraz sobie to uświadomiłem! Zamiast iść na to co mnie kręci filologia czeska czy węgierska a nawet angielska to nie poszedłem, bo większość ludzi tam idzie, nie znajduje sobie potem pracy po skończeniu studiów. No i co z tego? Chociaż wolę tak żyć studiując tam gdzie mam ochotę i będę szczęśliwym i wykształconym bezrobotnym. Była też taka sytuacja, że jak powiedziałem pod koniec klasy liceum rodzicom o planach, że idę na filologie czeską to się zaśmiali, żebym polskiego najpierw się nauczył. Nawet nie wiedzą jakie ograniczenie mi zainstalowali, bo najgorsze jest to, że w to uwierzyłem. A mnie to akurat kręci - wiem, że język polski to dla mnie jest czarną magią i popełniam w chuj błędów stylistycznych i niepoprawnie odmieniam rzeczowniki ale kurwa co z tego? Wiem, że to może wyglądam na człowieka, który chce zostać koszykarzem mając 150cm wzrostu ale to mnie dyskwalifikuje? Uspakaja mnie myśl, że mieli dobre intencje moi rodzice i nie mieli innego wyboru jak tak zareagować choć wykonanie było chujowe.
Wizja "lepszej i dobrze płatnej pracy, skończenie studiów na prestiżowej uczelni na dodatek technicznej" nie ma nijak jak wizja "szczęśliwego człowieka". Kilka lat "stracę". Kiedy pójdę na pierwszy rok studiów to moi znajomi, którzy od razu poszli na studia po skończeniu liceum będą na czwartym. W tym roku nie napiszę matury - okazuje się, że żeby być na takim kierunku trzeba zdać rozszerzony angielski i polski. Cóż... nie będę kłamał, że mam ciut małe pretensje do edukacji szkolnej za prosty fakt stwierdzenia co ma matura z polskiego z filologią węgierską? No i żeby przywrócili egzaminy wstępne jak było kiedyś, żeby ludzie nie byli oceniani ile procent z matury napisali tylko jak się sprawdzili na egzaminach wstępnych i żeby do nich się naprawdę przygotowali jeśli ktoś na tym kierunku bardzo zależy. Matura to bzdura. Przyznaję - takie miałem przekonanie w liceum i w ogóle się nie uczyłem do matur. To ja zawaliłem. Napisałem same podstawy. Z polskiego i z matematyki na 50% a z angielskiego na 76%. Może i dobrze. Perspektywa 5 lat na metalurgii, która do dziś nie wiem co to dokładnie jest - to płakałem, że nie chcę być torturowany ucząc się tych bzdur, które są nieżyciowe i nie widzę sensu uczenia się ich tylko dlatego, żeby przejść dalej. Teraz patrząc na to, że mam się przygotować porządnie z języka angielskiego i z polskiego uśmiecham się, bo lubię wyzwania. Angielski - miodzik - polski - trochę mniej ale chociaż składni się nauczę i lektur, które teraz z dojrzalszym umysłem będę na to patrzył inaczej - bardziej szukając strategii psychologicznych, stylu pisania autora jednocześnie modelując go, bo chcę w przyszłości napisać książkę. Jeszcze nie spaprałem sobie życia. Spaprałbym gdybym na siłę ciągnął kierunek na AGH w imię bezpieczeństwa socjalnego (lepsza praca) i rodzinnego (stały dopływ gotówki na mieszkanie). 5 lat katuszy dla pseudobezpieczeństwa. Dzięki Boże, że w końcu rzucam matematykę, chemie i fizykę w pierony! Spalę te książki! Oczyszczę się od tych bzdur, niech mi nie ciążą już!
Studia to decyzja niosąca duże konsekwencje. Trwają długo, wybór powinien być gruntownie przemyślany.
OdpowiedzUsuńLiczę, że Twoja decyzja będzie tym razem przemyślana i niezależna od okoliczności.
Zajebiście, nie słuchaj Mikulew tych co mówią, żeby wybrać studia, które dadzą pracę bo to bzdura. Studia są tylko elementem całej układanki,jeśli masz do czegoś pasje to dasz radę - nie ma innej opcji.
OdpowiedzUsuńKurwa pierdolisz az glowa boli.
OdpowiedzUsuńKsiążki komuś sprzedaj, lub oddaj po prostu. :) Na pewno znajdziesz kogoś, komu się przydadzą.
OdpowiedzUsuńJaki plan na najbliższy rok poza planem poduczenia się na maturę z polskiego i angielskiego?
GRATULACJE!!! Nareszcie znalazł się ktoś kto miał odwagę powiedzieć czego chce od życia i co naprawdę chce robić. Jeśli pasjonują się języki, to nie zwlekaj tylko szuraj poprawiać maturę! Jeśli Ci się nie uda dostać na dzienne, to możesz iść zawsze na studia wieczorowe (na przykład filologia angielska na uniwersytecie pedagogicznym). Tylko musisz mieć na uwadze to, że filologia to nie jest kurs językowy. Jeśli nie interesuje cię pisanie na przykład pięcio stronicowych esejów na temat symboliki latarni albo czytanie 40 stron na temat możliwości wymawiania spółgłosek miękkich to znaczy, ze filologia jest miejscem dla Ciebie ;-)
OdpowiedzUsuńO kurwa, esej o symbolice latarnii?
OdpowiedzUsuńJa na to IDE!
Dotychczas stworzyłem system filozoficzno-religijny na bazie refleksji nad wazonem.
Kolejny był dot. kubka od kakao.
Latarnia - ona przypomina mi Diogenesa, który chodził w dzień z zapaloną latarnią mówiąc, że szuka człowieka. Symbol poszukiwań i wędrówki człowieka. Przyświeca celom i wskazuje ścieżkę. Liczę Mikołaju, iż Twoja 'latarnia' będzie Ci przyświecać wskazując tą właściwą drogę. Coś mi się jednak wydaje, że jeszcze nie raz zmienisz cele.
A ja rzuciłam bohemistykę, bo właśnie nie tego się spodziewałam..
OdpowiedzUsuńo kurwa, Mikulew, odkryles, ze studia to ciezka praca, nauka nie po to, zeby ci sie przydalo przy smazeniu jajecznicy, tylko nauka po to, by potem to ci sie przydalo do pracy, moim zdaniem dobrze, ze tracisz te lata, to kara, za glupote
OdpowiedzUsuńELO GIMBUSIE